"Rząd III RP wreszcie realizuje ideę społecznej solidarności, skądinąd od lat wpisaną do konstytucji. Na razie jeszcze nie cały rząd, tylko Ministerstwo Finansów i na dość wąskim odcinku płacenia podatków − ale od czegoś trzeba zacząć" - pisze w swoim piątkowym felietonie na portalu Interia Rafał Ziemkiewicz.
Mówiąc ściśle − idzie o pomysł, aby w wypadku nieuiszczenia podatku VAT przez dostawcę i niemożności ściągnięcia go od owego dostawcy, urząd skarbowy mógł go ściągnąć od nabywcy. Proste − kupujesz na stacji benzynę, a jakiś czas później wpada ci do domu skarbówka i jeszcze raz kasuje jedną trzecią wartości tej benzyny (albo i dwie trzecie, nie wiem, jak to ma być z akcyzą) bo tego, co już raz zapłaciłeś, pompiarz nie przekazał, a teraz zbankrutował, albo uciekł za granicę, albo okazał się równie dobrze ustawiony jak cwaniaczek od złotych lokat, i trzeba należny państwu podatek wyegzekwować od kogoś innego. Mniejsza o benzynę − ale, na przykład, zbudujesz dom... I nie daj Boże zbankrutuje firma budowlana (co w tej branży jest obecnie regułą) i hurtownia, z której wzięła ona materiały. No, oczywiście, uspokaja ministerstwo, tak będzie nie zawsze, tylko wtedy, gdy urzędnik uzna, że nabywca powinien był podejrzewać, że sprzedawca nie odprowadza państwu, co państwowe. Jakimi argumentami można urzędnika przekonać, że się nie miało powodów podejrzewać, nie trzeba pisać, bo to w Polsce każde dziecko wie. Kiedy było Powstanie Warszawskie może nie wiedzieć, ale takie rzeczy wie na pewno.
Publicysta tłumaczy działanie ministerstwa nie tylko problemem zapełnienia dziurawego budżetu, ale także specyficzną formą postępowania rządu, opierającą się na "przemycaniu" takich rozwiązań poza uwagą opinii publicznej i "przykrywaniu" ich innymi, banalnymi tematami.
Rzut oka w dane gospodarcze, skrzętnie usuwane przez media z oczu widzów i czytelników, wszystko wyjaśnia. W ubiegłym roku do budżetu wpłynęło 20 miliardów złotych mniej, niż to był sobie był zaplanował sławny ojciec jeszcze sławniejszej, najmłodszej w Polsce ekspertki od polityki międzynarodowej, znanej głównie z fotki "Fuck me like the whore I am". W tym roku, tylko w styczniu − o 4 miliardy mniej. No i co ma rząd zrobić, kiedy ci, którzy powinni mu płacić podatki, nie płacą? Ściągnąć od innych. I przecież nie od jakichś wielkich firm, z gatunku takich, które mogą urzędnikowi państwowemu zapewnić ciepłą i wreszcie należycie płatną posadkę po zakończeniu "służby publicznej". (Na takie nagrody, jak dla chłopców od euro, wszyscy się przecież nie załapią). Teraz widać, jak bardzo powinni się cieszyć podwykonawcy Tuskowych autostrad czy stadionu narodowego, że im za wykonane prace nie zapłacono (poza tym jednym panem co stadion okafelkował, ale on jest z PO). Gdyby im główni wykonawcy zapłacili, to teraz, po ich bankructwie, i tak musieliby za tych głównych wykonawców płacić zaległy VAT. A tak − sami też pobankrutowali i mają spokój. Słuszną linię ma nasza władza.
Ziemkiewicz uważa, że pomimo zabetonowania systemu medialnego władza wciąż musi się liczyć z obserwującymi jej poczynania niektórymi mediami.
Widać wyraźnie, że w tej walce o umacnianie państwa i jego dochodów, którą toczy, ma władza dwóch przeciwników. Pierwsza − to oczywiście społeczeństwo. Społeczeństwo trafiło się temu rządowi naprawdę fatalne. "Cwaniaczy" w szpitalach i przychodniach, staruszkowie złośliwie robią kilkuletnie kolejki do lekarzy specjalistów, traktując to jako namiastkę życia towarzyskiego, biedota, pozbawiona "kultury jedzenia śniadań", złośliwie posyła dzieci do szkół na głodniaka, nawet bez przygarści przysłowiowego już szczawiu, no i wszyscy razem wzięci kombinują jak mogą, żeby się wykręcać od podatków, opłat i mandatów. Drugi groźny przeciwnik − to media. Niby już wielokrotnie spacyfikowane i shajdaryzowane, zapraszające do komentarzy zawsze właściwe autorytety, pełne Lisów i Kuźniarów, ale wciąż nieodpowiedzialne − jak opozycja wywlecze jakiś skandaliczny, cichcem realizowany projekt, albo wydatek, albo nagrodę, to rzucają się na to i nagłaśniają. Nie wystarcza rada Dworaka i biznesowo-towarzyskie powiązania, trzeba tę całą dziennikarską hałastrę wziąć na ręczne sterowanie. No, a już zwłaszcza, ma się rozumieć, wszelkie pomysły medialne opozycyjne względem "europejskiej normalności". I niech nikt tego nie nazywa autokracją. Autokraci po prostu mają gdzieś opinię publiczną, jak coś chcą robić, to robią, nie licząc się ze sprzeciwami bądź je tłumiąc przemocą. A nasza europejska władza z opinią publiczną postępuje zupełnie inaczej − cichcem, milczkiem, hipnotyzując i odwracając uwagę. Jak rządzeni zauważą, to za jakiś czas spróbujemy znowu − jak z tym przemycanym już po raz czwartym pomysłem czterokrotnego limitu bezkarnej kradzieży, do tysiąca złotych, co bardzo ulży wymiarowi sprawiedliwości i fantastycznie poprawi mu statystyki.
Ziemkiewicz wskazuje, iż rząd będzie decydował się na coraz śmielsze próby drenowania naszych kieszeni.
Pisał klasyk liberalizmu, że nie ma takiej podłości, do której nie posunąłby się najbardziej nawet uczciwy rząd, kiedy mu zaczyna brakować pieniędzy. A czego się spodziewać, gdy pieniędzy zaczyna brakować, i to rozpaczliwie, rządowi Tuska?
Interia/ as/
Ale to jest artykuł z 2013 r.
.
I co z tego markk ?!
Niejeden już zacierał ręce jaki ten PIS jest zły. A tymczasem na końcu atykułu pojawia się... Tusk!
Tak jak Schetyna u Mazurka.
Robert Mazurek zaskoczył Grzegorza Schetynę podczas rozmowy. Dziennikarz przytoczył fragment listu Natalii Arnal, której córka ucierpiała w kolizji z limuzyną prezydenta Komorowskiego przed Belwederem w grudniu 2014 r.
"Potraktowano mnie niesprawiedliwie, próbując zrobić ze mnie kozła ofiarnego, kierowcy BOR jeżdżą jak piraci drogowi" - ten fragment listu zacytował Robert Mazurek w RMF FM, nie zdradzając, o jaką sprawę chodzi i kto jest autorem. Schetyna skrytykował działania władz państwa, tak jak PO obecnie krytykuje PiS ws. wypadku w Oświęcimiu.
Lider PO, myśląc, że chodzi o Sebastiana K., który ma zarzuty ws. wypadku w Oświęcimiu, powiedział:
"Jest pytanie o jakość polskiego państwa prawa, jak traktuje się podejrzanego, jak przeprowadza się przesłuchania, nie dopuszcza do pomocy adwokackiej"
"To był list pani Natalii Arnal która w 2014 r. miała stłuczkę przed Belwederem z limuzyną prezydenta Komorowskiego. Córka pani Arnal trafiła w wyniku stłuczki do szpitala. Nikt wtedy o tym nie rozmawiał, media milczały, politycy opozycji nie odwiedzali pani Arnal. Kobieta dostała mandat wysokości 600 zł - powiedział Mazurek.
- Który poseł PO był wtedy u pani Arnal? - dopytywał dziennikarz.
- Nie znam tej sytuacji, nie wiem - odparł Schetyna.
wiadomosci.wp.pl/mazurek-ktory-posel-po-byl-u-natalii-arnal-po-kolizji-z-limuzyna-komorowskiego-schetyna-nie-wiem-6091352640336513a
I nikt w mediach nie robił halasu, nikt z PO nie odwiedził jej w szpitalu. Jak Kali ukraść krowę to jest dobrze ale jak Kalemu - to źle! W mniemaniu Schetyny za czasów PO nie było kolizji, nie było cenzury, nie było złodziejstwa, układów. Nic nie było - cytując klasyka.
PO i PIS to dzieci tej samej matki (AWS), obarczone tymi samymi chorobami genetycznymi. Ani jednej ani drugiej za grosz nie ufam i dobrego słowa nie powiem. Nie chcę tu politykować, Boże broń. Nikt, tak jak ja nie brzydzi się polityką. Ale powiem Wam jedno: k...wa k...wie łba nie urwie. Dla koryta będą się wzajemnie publicznie opluwać żeby ludzi ogłupiać, ale krzywdy sobie nie zrobią. A nas mają w
. My ich też powinniśmy mieć. Z nostalgią wspominam warunki i atmosferę pracy w latach 90-tych, bez tych odgórnych, korporacyjnych wygłupów i napuszczania jednego człowieka/pracownika przeciwko drugiemu, bez poniżania urzędników przez centralę i podatników, ech... No, ale idzie Nowy Rok, może to wreszcie pier...nie - o ile znów nadgorliwcy skarbowi nie będą ze skóry wychodzić, aby nie pier....ło - i historia zatoczy koło
. Wszystkim pracownikom i funkcjonariuszom w us, ucs i ias życzę dużo zdrowia, szczęścia rodzinnego i pomyślności.
@PARE
Wielki szaczunek dla CIEBIE za ten post. Brawo, brawo, brawo.Brawo, brawo, brawo.
do pare
@pare krótko, zwięźle i na temat, nic dodać nic ująć - wszystkiego dobrego w Nowym Roku, mimo wszystko
coco
Wiedza - to potęga.
Niestety, tylko wtedy, gdy się ją wykorzystuje, inaczej jest psu na budę!
Co komu z wiedzy, że drugi w mieście piekarz źle piecze chleb, jeśli na pierwszego się obraził (szwagier), a do trzeciej piekarni, to nie chce mu się chodzić ?!